Monumentalne wodospady Iguacu w 80% leżą po stronie argentyńskiej, ale bramą do tego kraju jest boskie Buenos Aires zaliczane do 20 największych miast świata, a w nim najszersza ulica świata – Avenida 9 Julio, długa na 4 kilometry, ma 200 metrów szerokości i 8 pasów ruchu w jedną stronę. Można przyjąć, że Buenos Aires zaczyna się na Plaza de Mayo – placu powstałym u zarania miast w końcu 1586 roku.
Żaden budynek z tego okresu nie przetrwał, ale zarys placu jest niezmieniony. To na nim mieszczą się najważniejsze instytucje państwowe (Casa Rosada - Różowy Pałac – siedziba rządu i prezydenta), katedra (do niedawna biskupem archidiecezji był kardynał Jorge Mario Bergoglio – obecny papież Franciszek). Plac de Mayo słynie także z demonstracji, tu wiwatowano na cześć generałów, którzy rozpoczęli wojnę o Falklandy, a potem demonstrowano przeciw nim, gdy w tej wojnie ponieśli klęskę. Najczęściej odbywają się wzruszające manifestacje Matek z Placu de Mayo. To kobiety, których synowie, choć nie tylko, zaginęli bez wieści w czasie trwania tzw „brudniej wojny”, jaką junta wojskowa prowadziła z narodem w latach 1977-1980. Matki zbierają się w każdy czwartek. Z Plaza de Mayo odchodzi Avenida de Mayo. Znajdziemy tu kawiarnię Cafe Tortoni, to tu pił kawę Jore Luis Borges, chyba największy pisarz Ameryki Południowej, a także … Witold Gombrowicz. Ale z placu mamy tylko kilka korków do ulicy Florida, ulicy szczególnej, bo to deptak pełen ludzi, którzy spacerują, kupują, sprzedają, malują, pokazują sztuki, śpiewają i … tańczą, przede wszystkim tango. Spacer tą ulicą obfituje w niespodzianki – nagle podszedł do mnie niezwykle przystojny starszy pan i… zaprosił do tańca. Jak się potem dowiedziałam, jest to dość powszechnie przyjęte na wielkim deptaku Florida – można być zaproszonym przez każdego i każdego na zaprosić do tanga. Nie wypada odmawiać. Jeśli mało wrażeń taneczno-muzycznych to trzeba się wybrać do La Boca – pełnego domów o ścianach pomalowanych na jaskrawe kolory, z mnóstwem zdobień w postaci płaskorzeźb, obrazów na ścianach, balkonów z suszącą się bielizną i manekinami polityków, czy piłkarzy. Bo tutaj oprócz tanga króluje piłka nożna. W Ameryce południowej jedynie dwie rzeczy zaczynają się punktualnie: corrida i mecz piłki nożnej. Tak popularne tutaj „manana”, w tym przypadku nie może być użyte.
Być w Buenos to jak być w kotle – ciągłe wrzenie – ruch, hałas, muzyka, taniec, śpiew, handel – wszystko, co można znaleźć w wielkim mieście, a jednocześnie czuje się tu i Amerykę , i Europę, a zwłaszcza Paryż, do którego od końca XIX wieku Buenos było porównywane - w mieście zbudowano wiele domów wzorując się właśnie na architekturze stolicy Francji. Ale tu jest Ameryka Południowa – tu wszystko jest większe, również w swej różnorodności.
Tętniące życiem miasta Argentyny, pełne gwaru i pospiechu są kontrastem do krainy będącej ich przeciwieństwem. Bo gdzie się spieszyć, gdy po horyzont jest bezkres - suchy, skalisty płaskowyż – Patagonia, na której krańcu oddzielona Cieśniną Magellana, leży Ziemia Ognista. Jesteśmy w Ameryce Południowej, gdzie europejskie dystanse zupełnie nie są adekwatne. Patagonia to kraina na południu kontynentu, o powierzchni trzy razy większej od Polski, zamieszkana przez niecałe 2 miliony mieszkańców. Jej wschodnia część należy do Argentyny. To tu spotkałam gaucho – patagońskiego cowboya – i jego niezwykle sprawną i oddaną grupę pomocników - obrońców stada, którzy nie lubią obcych i mogą być śmiertelnie niebezpieczni. Kultura gauchos jest dla Argentyńczyków niezwykle ważna, a jednym z ich atrybutów jest naczynie do picia yerba mate.
Moim celem w argentyńskiej Patagonii jest jej południowy kraniec – Ziemia Ognista oddzielona od kontynentu Cieśniną Magellana. Przybywam do Ushuaia – niewielkiego miasta będącego stolicą prowincji. Stąd jest niedaleko do Parku Narodowego Ziemi Ognistej - miejsca lodowcowych krajobrazów – górzystych terenów i jezior, leżącego na terenie Argentyny i Chile. Ziemia Ognista to także majestatyczne lodowce. Jadę obejrzeć Jezioro Szare (Lago Grey) i lodowiec Serrano, który do niego spływa. Lodowiec ten jest częścią Południowego Pola Lodowego zwanego też Południowym Lądolodem Patagońskim. Z miejsca tego spływa 48 lodowców, a samo pole lodowe liczy 16,8 tys km2 i jest trzecim największym zbiornikiem wody pitnej na świecie. Znad Jeziora Szarego można się udać w pobliskie góry ze słynnym szczytem Torres de Paine, zdobytym dopiero w roku 1961 przez brytyjskiego alpinistę sir Christiana Johna Storey’a Boningtona. Droga wiedzie przez wąskie mosty wiszące, na wietrze chwiejące się jak huśtawki. Widoki zapierają dech. Przepiękne góry, a i zwierzyny sporo. Są i nandu, i gwanako, i lisy. Z jednym nawet próbowałam się zaprzyjaźnić. Chyba jednak nie przypadłam mu do gustu.. Potem docieram do Perito Moreno lodowca wpływającego z tego samego pola lodowego co Grey, jednego z największych i najwspanialszych lodowców na świecie, który jest obecnie jednym z trzech, które rosną… Także i tutaj zmiany klimatu zaznaczają się wyraźnie. Pięciokilometrowe czoło lodowca ma wysokość ok 74 metrów, a całkowita grubość warstwy lodu to ok. 170 m. Jego położenie jest niezwykłe, gdyż spływa w taki sposób, że dzieli ogromne jezioro Argentyńskie na dwie części, odcinając jedną - mniejszą, z której nie ma odpływu, od reszty. Topniejąca woda podnosi jego poziom czasami o 30 metrów, co powoduje, że siła naporu przełamuje barierę lodową i potężne masy wody wdzierają się do drugiej części jeziora na podobieństwo ogromnego tsunami. Poza tym lodowiec się „cieli”, czyli odpadają od jego czoła olbrzymie fragmenty wielkości kilkunastopiętrowego wieżowca. Poprzedzają to ogromne naprężenia lodu, co powoduje, że lodowiec „śpiewa”, wydając dźwięki różnej wysokości i rodzaju. Widziałam, jak taki odłam lodowy spadł do jeziora, wzbudzając ogromną falę – zanim zdołałam zrobić zdjęcie – całe zjawisko już się skończyło.