Niecały tysiąc kilometrów od wybrzeża, pod równikiem, całkiem niemały archipelag: z południa na północ rozciąga się na przestrzeni 220 kilometrów. Największa z wysp Isabela (100 km długości )z wulkanami, z których najwyższy – Wolf, leżący na równiku, wznosi się na wysokość ponad 1700 metrów .Wyspy praktycznie pozbawione są słodkiej wody. Jej źródłem są przede wszystkim skąpe deszcze. O endemicznych gatunkach zwierząt żyjących na wyspach, o Darwinie i jego teorii ewolucji, dla której wiele dowodów znalazł właśnie tutaj, napisano tony prac, że powracanie do tych powszechnie znanych faktów wydaje się zbędne. Dlatego poprzestanę na kilku informacjach o warunkach zwiedzania tego niesamowitego, jedynego w swoim rodzaju i rzeczywiście unikatowego archipelagu. Na Galapagos można dotrzeć wyłącznie samolotem lub statkiem i to jedynie z Ekwadoru. Wszystkie wyspy poza niewielką kamienistą Baltrą, gdzie znajduje się największe lotnisko, są od 1959 roku parkiem narodowym, wyjątkowo chronionym przez władze Ekwadoru i liczne organizacje ekologiczne. Po wyjściu z samolotu trzeba przejść przez maty nasączone preparatami odkażającymi, poddać się drobiazgowemu sprawdzeniu bagażu, czy przypadkiem nie wwozimy roślin, nasion, zwierzątek.........Dlatego myli się ten, kto ma nadzieję na nieskrępowaną włóczęgę po wyspach i nielimitowany kontakt z dziewiczą przyrodą. Ale i tak wrażenia są niezwykłe. Wizyta na wyspach do tanich nie należy. Drogi jest przelot samolotem, bilet wstępu do parku. Do niedawna taka przyjemność, mówię o samej karcie wstępu, kosztowała 100 dolarów amerykańskich. Myślę, że dziś zdecydowanie więcej. W sumie na kilkudniowy pobyt trzeba przeznaczyć co najmniej ponad 2 tysiące dolarów. Ta eskapada warta jest takich pieniędzy. To wędrówka wśród dzikich zwierząt (tylko z przewodnikiem i tylko po wyznaczonych szlakach), które nie znają lęku przed człowiekiem, nie uciekają. Wręcz przeciwnie wprost garną się do zwiedzających. Dzikie ptaki siadają na ramionach ,na głowie, prowokują do zabawy. Pełna symbioza. Czujni przewodnicy pilnują, by nie przekroczyć dozwolonej odległości od tych cudnych, bezbronnych stworzeń. Takie widoczki jak opalające się foki na ławkach ,legwany spacerujące po tarasach restauracji , czy prychające lwy morskie, jeśli zbliżysz się zanadto , nie należą do rzadkości. I ja mogę pochwalić się takim niedozwolonym kontaktem .Gdy siedziałam zanurzona po szyję w jednej z płytkich zatoczek poczułam delikatne łaskotanie w okolicy karku. Nie była to pieszczota w wydaniu moich dowcipnych kolegów. To jedna z tych lśniących foczek podpłynęła do mnie z tyłu i położyła łepek na ramieniu. Trwało to dłuższą chwilę. Przestraszyłam się nieco, gdy w pobliżu znalazł się foczy partner mocno niezadowolony zachowaniem ukochanej. Toczył okiem, głośno prychał, parę razy ziewnął. Moja masażystka natychmiast, bez pożegnania, popłynęła w jego stronę. Możliwe, że nie byłam w jej typie.