Gruzja – Perła Kaukazu – Pod wieloma względami wyjątkowy kraj
Polacy i Gruzini zawsze czuli do siebie sympatię. Wiąże nas podobnie zawikłana historia, ciągła walka o przetrwanie i - czy to się wszystkim podoba czy nie - Grigorij Szakaszwili z seriali „Czterej pancerni i pies”
Sami Gruzini przekonani o wyjątkowości swego kraju opowiadają, jak to Pan Bóg tworzył świat. Wszystkie narody walczyły ze sobą o lepsze miejsce do życia, a Gruzini w tym czasie – zmęczeni czekaniem – rozłożyli na ziemi kobierce i rozpoczęli biesiadę. Nie zauważyli nawet, jak zapadł zmrok. Bóg strudzony udawał się właśnie na spoczynek, gdy dojrzał rozśpiewanych Gruzinów. Przemówił do nich „Kiedy inni się kłócili ze sobą o ziemię, wyście bawili się i pili wino. Podzieliłem już cały świat. Został mi maleńki, ale piękny zakątek. Chciałem go zostawić dla siebie, ale spodobaliście mi się i wam go oddaję”.
Czy pani lubi czaczę?
To zakątek świata od wieków rozdzierany konfliktami i wojnami, od tysiącleci leżący w polu zainteresowania wielkich mocarstw. Jednocześnie miejsce, w którym są jeszcze ludzie gotowi przyjąć nieznajomych pod swój dach, nakarmić ich i napoić – nie tylko winem – znanym od wieków, ale roztańczoną wodą ognistą, czyli „Czaczą” – 60 procentowym bimbrem pędzonym z winogronowych wytłoczek ( wytłoczki to po gruzińsku czacza).
Gruzja jest krainą górzystą , graniczącą od północy z Federacją Rosyjską, Turcją od południowego-zachodu, Armenią od południa i Azerbejdżanem od wschodu. Na zachodzie ciągnie się długie na 330 km wybrzeże Morza Czarnego, północna granica przebiega wzdłuż pasma Wielkiego Kaukazu.
Na tym stosunkowo niewielkim obszarze występują różne strefy klimatyczne, zdeterminowane odległością od Morza Czarnego oraz wysokością nad poziomem morza. Mamy tu doczynienia zarówno z klimatem wilgotnym podzwrotnikowym, jak i z wiecznymi śniegami i lodowcami.
Wyposażona w takie informacje opuszczałam rodzinne miasto Łódź udając się w sentymentalną podróż po Gruzji, znanej mi sprzed 25 laty. Niestety, nie uwzględniłam podczas kompletowania garderoby zawirowań klimatycznych, spowodowanych może przez EL NInio czy jakimiś innymi wrednymi huraganami, dziurami ozonowymi i prądami. W Tbilisi – zamiast śródziemnomorskiej temperatury przywitał mnie syberyjski chłód, który zresztą towarzyszył mi do końca pobytu w tym pięknym kraju.
Monastyry i synagogi
Tbilisi – stolica Gruzji nazywana też „Paryżem Wschodu” – to jedno z najstarszych miast świata. Niedawno archeolodzy odnaleźli w pobliżu Tbilisi szczątki domostw i ślady po naszych prapraprzodkach sprzed 5 tysięcy lat. Od początku swojej historii miasto leżało na skrzyżowaniu głównych szlaków, którymi przemierzały karawany i ciągnęły wojska. Z tego też powodu cechą charakterystyczną Tbilisi jest jego wielonarodowość. Tu mieszkają przedstawiciele ponad 80 nacji. W Gruzji od najdawniejszych czasów panowała wolność wyznania i zabronione było prześladowanie innowierców. To zaowocowało nagromadzeniem świątyń różnych wyznań w tym meczetów, synagog, kościołów ormiańskich oraz szkół religijnych. Jednym z bardziej znanych i znaczących zabytków miasta, do obejrzenia którego mocno namawiam, jest świątynia Matki Bożej Matechskiej. Historia tego monastyru jest niesłychanie burzliwa.
Wzniesiona na początku VIII wieku wielokrotnie niszczona, przekształcana, przebudowywana, usadowiła się na wysokiej skale, nad rzeką Kurą, z której roztacza się jedna z piękniejszych panoram miasta. Naprzeciw cerkwi Metechii, na drugim brzegu rzeki Kury uwagę przyciągają charakterystyczne kopuły łaźni siarkowych. To carskie banie (łaźnie) które zlokalizowane są pod ziemią, przykryte tymi kopułami i doświetlane przeszklonymi otworami w szczytach kopuł. Dokument perski z XIII wieku wspomina, że w Tbilisi istniało kiedyś 68 łaźni z wodą o temperaturze 27 stopni. Łaźnie spełniały rolę nie tylko przybytków higieniczno – leczniczych lecz swoistych klubów w których miejscowa elita rozdawała polityczne karty. Te łaźnie czynne są do dziś. Sama nie zdążyłam skorzystać z ich dobrodziejstwa. Nie tylko z braku czasu. Godzina takiego relaksu w salce z basenem i prysznicem kosztuje - bagatela od 17 dolarów w górę.
W pobliżu Metechii, na klifowym nabrzeżu rzeki wzniesiono pomnik króla Wachtanga Gorgasała na koniu, dłuta Elgudża Amaszukiego. Król spogląda na skaliste zbocza wzgórz Sololakijskich na prawym brzegu Kury gdzie widnieją ruiny twierdzy Narikała. Ta twierdza to system obronny z ufortyfikowanymi wieżami, wzmocnionymi murami. Prace wykopaliskowe prowadzone na jej terenie doprowadziły do wielu ciekawych odkryć, między innymi zdobionego freskami kościoła z przełomu XII i XIII wieku. Spacer do twierdzy wymaga trochę wysiłku ale nagrodą jest wspaniały widok na miasto u stóp.
Czy każdy Grigorij mówi po polsku?
Obowiązkowym punktem programu turystycznego, zwłaszcza w okresie Wielkiego Tygodnia jest katedra Sioni ( pierwszą cerkiew w tym miejscu wybudowano w VI wieku) . Nastrój w katedrze iście mistyczny. Grupy wiernych (głowy kobiet skrywają ciężkie chusty, mężczyźni nie używają nakryć głowy) od rana śpiewają nastrojowe psalmy. Błysk palących się woskowych świec rozjaśnia mroczne wnętrze. Modlący z wyrozumieniem traktują naszą obecność i zainteresowanie obrzędami. Nie przeszkadzają im błyski flesza, nawet przy ołtarzu, w którym przechowywana jest najstarsza relikwia kościoła gruzińskiego – krzyż św Niny, z imieniem której wiąże się rozpowszechnienie chrześcijaństwa. Gruziński kościół prawosławny jest jednym z najstarszym kościołów chrześcijańskich. Założony został w I wieku naszej ery przez apostoła Andrzeja.
Warto udać się do najstarszej części miasta w której znajduje się największy na terenie Kaukazu kościół pod wezwaniem Cmida Sameba ( czyli Trójcy Świętej) . Byłam w Tbilisi w czasie Wielkiego Tygodnia ( w tym roku przypadał on w kościele prawosławnym i katolickim równocześnie), a najważniejsze uroczystości odbywają się właśnie w tym kościele. Jako, że trwają one często prawie do rana to, by się potem nie błąkać po mieście, poszukałam hotelu w pobliżu. Odkryłam „ Georgian House” przy ulicy Vakhtang. Polecam go szczególnie turystom ze skromnym budżetem – nie jest drogo a czysto i przytulnie. Przy tej ulicy spotkała mnie jeszcze jedna niespodzianka. W sklepie spożywczym na rogu poznałam Grigorija czyli Grzegorza. To Gruzin, który kiedyś grał w młodzieżowym zespole piłkarskim Lechii Gdańsk. Choć od kilku lat nie miał kontaktów z Polakami nadal doskonale mówi w naszym języku. Jak większość Gruzinów lubi nas i zawsze chętnie służy pomocą. Wystarczy rozpytać o niego w okolicach hotelu. Pytałam w żartach Grigorija czy ma coś wspólnego z tamtym filmowym ale się tylko roześmiał. Wpadnijcie tam koniecznie choćby po to by wypić szklaneczkę wina i pogawędzić z Grzegorzem .
Nowe i stare Tbilisi
Spacer po reprezentacyjnej głównej ulicy Tbilisi – Alei Szoty Rustawelego – również sprawi państwu wielką radość. Można ją spokojnie porównać do Pól Elizejskich w Paryżu. Dużo tu luksusowych hoteli, muzeów, banków oraz teatrów. W zlokalizowanym przy tej ulicy hotelu Mariott zatrzymał się podczas niedawnej wizyty nasz prezydent.
Aby poczuć prawdziwą atmosferę Tbilisi trzeba koniecznie pospacerować uliczkami starego miasta, zaglądnąć w charakterystyczne gruzińskie podwórka przyjrzeć się drewnianym balkonom, rzeźbionym balustradom , sznurom z bielizną. Namawiam również do zajrzenia na cmentarz Kukijski na którym spoczywa muza Młodej Polski Dagny Przybyszewska, którą zastrzelił w tbiliskim Grand Hotelu zazdrosny kochanek młody poeta Emeryk. Na fasadzie hotelu znajduje się pamiątkowa tablica.
Gruzińska biesiada
Gdy poczujemy się spacerem zmęczeni to znaczy, że pora już na spotkanie z gruzińską kuchnią. Odwiedziłam kilka lokali na starówce ale najbardziej przypadł mi ten o nazwie „Tamada”. Tamada to w gruzińskiej tradycji biesiadnej najważniejsza osoba przy stole zarządzająca przyjęciem i wznosząca toasty. Restauracja ukryta jest w staromiejskim zaułku Orbeliani i trochę ciężko tam trafić, jednak zapewniam, że trud poszukiwań się opłaci. Podają tam wyśmienite „chaczapuri” a to gruzińska specjalność – coś jakby naleśniki z cienkiego i bardziej niż nasze kruchego ciasta nadziewane lekko osolonym serem. Z przekąsek polecam „pchali” – to sałatka z liści szpinaku lub buraków wymieszanymi z pastą orzechową, nasionami granatu i najróżniejszymi przyprawami. Zauważyłam, że orzechy i nasiona granatu często występują w gruzińskich daniach nadając im charakterystyczny smak. Na stole na pewno nie zabraknie „ mewadi „ – czyli szaszłyków w przyrządzaniu których narody Kaukazu są mistrzami. Restauracja serwuje wina z prywatnej winnicy właściciela i „czaczę” pędzoną na zapleczu. Smak tej ostatniej doceni każdy przybysz znad Wisły – wszak tradycję bimbrownictwa mamy niejako w genach. Kolacja w „Tamadzie” to także okazja do zapoznania się z gruzińską muzyką i tańcem. Dziecięcy zespół prezentuje regionalne tańce a składający się z trzech śpiewaków chór polifoniczny rozbudzi najtwardsze serce.
Zofia Suska