Na Kubie, największej z wysp Morza Karaibskiego, przez cały rok panuje upalny, podrównikowy klimat. Najlepszą jednak porą do zwiedzania są miesiące od stycznia do kwietnia, gdy nie szaleją huragany i rzadko pada deszcz.
Kubańską przygodę rozpoczęłam, jakże by inaczej, na Placu Rewolucji w Hawanie. Ogromny rysunek z portretem Che Guevary wisi na budynku służby bezpieczeństwa. O Che będzie jeszcze dużo, na Kubie jest on wszechobecny.
To musiało być kiedyś piękne miasto mówię do Lasaro- mojego kubańskiego przewodnika.
- Jest piękne – odpowiada. Poczekaj zaprowadzę cię w miejsce po którym łatwiej to dostrzeżesz.
No tak, mogłam się domyślić, to sekretne miejsce jest fabryką kubańskiego narodowego napitku - rumu.
- Schemat zwiedzania klasyczny, poznałam go we francuskich winnicach – myślę w duchu przysłuchując się technologicznym szczegółom i obserwując wdzięczny taniec flaszek. By przejść do degustacji trzeba najpierw zwiedzić fabrykę. Tu jednak jest dużo ciekawiej niż we francuskich piwnicach. Zamiast sterylnych włoskich automatów do rozlewania i pakowania wina przystojni Kubańczycy i uśmiechnięte Kubanki. Wreszcie się doczekałam, przecież w gruncie rzeczy o to chodziło – rozpoczęła się degustacja. Oj było co próbować. Rumy jasne i ciemne, wytrawne i słodkie. Najróżniejsze likiery z których najbardziej przypadł mi do gustu ten o smaku kakaowym. Lasaro wiedział co robi. Teraz potwornie zaniedbana kubańska stolica wydawała mi się dużo ładniejsza.
Szczypta historii
Wejścia do portu i zatoki strzegą XVII-wieczne hiszpańskie fortece, bardzo malownicze zwłaszcza od strony morza. Port Hawana powstał w 1519 roku, a w 1552 r. miasto zostało siedzibą władz Kuby i bardzo zyskało na znaczeniu. Dzięki handlowi, głównie czarnymi niewolnikami, ale także cukrem, kawą i tytoniem szybko stało się największym ośrodkiem Karaibów. Latarnia morska z 1844 r. zbudowana przy tej drugiej ma 24 m wysokości, a jej światło widoczne jest z odległości 80 km. Kiedy w 1902 roku została proklamowana Republika Kuby, 250-tysięczna Hawana, wraz z resztą kraju, znalazła się w strefie wpływów Stanów Zjednoczonych. Po rewolucji, 1959 roku i objęciu władzy przez Fidela Castro rozpoczęła się epoka kubańskiego socjalizmu. Dotarłam do Starej Hawany, z racji jej wyjątkowości, wpisanej na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.Za ONZ-towskie pieniądze część domów została wyremontowana i tym samym uratowana przed kompletną ruiną. Co i raz spotykam prawdziwe architektoniczne perełki. Mają rację ci którzy określają to miasto niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju. Kupuję pomarańcze na ulicznym straganie. Tak jak kiedyś nasi władcy Fidel łaskawie zezwolił na prywatny handel płodami rolnymi. Obok stoi kolejka do kawiarni po lemoniadę. By ugasić pragnienie trzeba najpierw odstać swoje na palącym słońcu.
Jako przybysz z kraju nie tak dawnej kartkowej reglamentacji postanawiam rozpracować kubański system dzielenia dóbr. - My to robimy tak – opowiada sprzedawca. Tu jest specjalny zeszyt, każdy klient ma swoją rubryczkę, gdzie odnotowywane są jego przydziałowe zakupy. - Ja też nie rozumiem jak to się jeszcze kręci.- śmieje się przypadkowa klientka. Dyktatura, dyktaturą ale Kubańczycy wcale nie sprawiają wrażenia zastraszonych. Nikt nie odwraca głowy słysząc dowcipy o Fidelu.
Zabytki starej Hawany
Ruszam w boczne uliczki- tam gdzie nie dotarły pieniądze Narodów Zjednoczonych. Miasto jest rzeczywiście potwornie zaniedbane, jeśli nic się nie zmieni, nie ruszą szybkie remonty to się po prostu wkrótce rozsypie. Kubańczycy są przyjaźnie nastawieni, nie denerwuje ich widok aparatu fotograficznego. Chętnie zapraszają do mieszkań pokazując w jakich żyją warunkach. A są to zazwyczaj warunki przy których najbardziej zaniedbane łódzkie kamienice jawią się pałacami. Warto przy tym mieć świadomość, że jesteśmy w centrum stolicy jednego z najbogatszych kiedyś państw zachodniej półkuli.
Wracam na ulicę – ta choć odrapana to chyba jednak sympatyczniejsza. Ruszam zaliczać obowiązkowe dla turystów hawańskie atrakcje. To katedra San Cristobal wzniesiona w XVII i XVIII stuleciu przez jezuitów. Tu spotykają się turyści z całego świata. Plac przed katedrą opanowali artyści i rzemieślnicy, oferujący turystom swoje dzieła, wśród których są i bohomazy, i rzeczy naprawdę interesujące. Kobiety w strojach wyznawczyń afro -kubańskiej religii -Santerii żyją z datków za zrobienie fotografii lub postawienie kabały. Kuba jest prawdziwym muzeum motoryzacji, auta pozostawione przez uciekających przed rewolucją Amerykanów i bogatych Kubańczyków służą do dziś. Na hawańskich ulicach mijają się z wyrobami przemysłu motoryzacyjnego bratnich kiedyś krajów. Popularne są łady i … fiaty 126p. Tych ostatnich widuje się stosunkowo dużo. Postanawiam sprawdzić jakie pamiątki wywożą z Hawany turyści. Największą popularnością na turystycznym bazarze cieszą się berety z czerwoną gwiazdą lub wizerunkiem Che. Bez nich nikt z Kuby nie wraca. Podziwiam barokowe kamienice i bieliznę suszącą się na balkonach. Zaczyna mi się to podobać.
Śladami Hemingwaya
Przed Biblioteką narodową rozłożyli swoje stragany kubańscy bukiniści. O kim książki królują? – chyba nie muszę podpowiadać. Są też inni bojownicy o wolność. Niektórzy kiedyś popularni w naszej części świata. Na przykład Józef Stalin. Uroda egzotycznej wyspy jest dość powszechnie znana, choćby z twórczości i biografii Ernesta Hemingwaya, który uważał ten zakątek świata za zupełnie wyjątkowy. Odwiedziłam hotel w którym mieszkał zakochany w Kubie noblista. Odnoszę wrażenie, że jest tu nadal obecny – gdzie nie spojrzeć napotykam jego portrety.
Mieszkał i jak przystało na prawdziwego mężczyznę popijał drinki, najczęściej swoje ulubione mojito czyli rum z sokiem cytrynowym, wodą sodową, cukrem i miętą. Ruszam dalej śladami pisarza. Muszę przyznać, że zaczynam rozumieć jego zafascynowanie Hawaną. To miasto działa na człowieka jak żadne inne. Dotarłam do baru La Bodeguita del Medio. To kolejne miejsce zawdzięczające swą sławę Hemingwayowi. Na drinka wpadał tu codziennie – dziś robią to tysiące turystów.
Zostawiłam po sobie pamiątkę
Tysiące chcą jak pisarz zostawić po sobie ślad – autograf na białej ścianie. Piszę swoje nazwisko, gdy będziecie w Hawanie sprawdzicie czy jeszcze tam jest bo gdy braknie miejsca ściana jest po prostu malowana.
Z pamiątkowych zdjęć dowiaduję się, że był tu również Salwador Aliende, Nat King Cole i dużo, dużo innych sławnych ludzi. Ruszam w kierunku nowych dzielnic Hawany. Uwaga, w kubańskich realiach „nowych” oznacza ponad 40 letnich czyli sprzed rewolucji. Potem nastały tak zwane obiektywne trudności i niewiele dało się zbudować. Hawanę można odkrywać przez wiele dni. Zdaniem wielu najbardziej nęcące jest nocne życie stolicy, z jej kabaretami, teatrami, barami otwartymi do świtu.
Starą i nową Hawanę łączy cudownie usytuowana promenada Malecon. Biegnie wzdłuż hawańskiego brzegu Oceanu Atlantyckiego.
Mijam sławny hotel Nacional. Mieszkali tu, zakochani w Hawanie: Al Capone, Frank Sinatra, Winston Churchill i ktoś tam jeszcze – wybaczcie zapomniałam nazwiska.
Nic nie szkodzi, dla poprawności statystyk proszę do listy wielbicieli kubańskiej stolicy mnie również dopisać.
Zofia Suska