Świątynia kapitalizmu pod czerwonym sztandarem

Znów jestem w Hongkongu, to moja trzecia wizyta. Ciekawe czy dużo się zmieniło od czasu, gdy w 1997 roku, władzę w mieście przejęli chińscy komuniści z Pekinu?

Swoje spotkania z Hongkongiem tradycyjne rozpoczynam od wycieczki na szczyt „Victoria Peak”. Tu, na wysokości 554 metrów, mam pod sobą najpiękniejszy widok na miasto. Całe szczęście, że nie trzeba się na Victorię wdrapywać- można wjechać kolejką lub autobusem. Po kilkugodzinnym locie z Europy czuje się jeszcze zmęczona. Uff, poczułam się uspokojona- wszystko wygląda jak dawniej, pod brytyjskim berłem. Hongkong to wyspa zajęta przez Wielką Brytanię w czasie wojen opiumowych i formalnie odstąpiona przez Chiny w 1942 roku. Od 1898 była dzierżawiona przez okres 99 lat. Gdy umowa, wygasła, wróciła do Chin. Chińczycy zastosowali doktrynę – jeden kraj dwa systemy. Władzę w świątyni kapitalizmu, za jaką uchodzi Hongkong, sprawują urzędnicy z nadania partii komunistycznej. Niech ktoś mi teraz powie, że nie można pogodzić ognia z wodą.
To miejsce nieprawdopodobnie zurbanizowane. Średnia gęstość zaludnienia przekracza 6 tysięcy osób na kilometr kwadratowy. A na wyspie Hongkong i półwyspie Kaulun w niektórych miejscach przekracza 26 tysięcy mieszkańców na tysiąc metrów kwadratowych. Miasto od lat było i jest jedną ze stolic światowego handlu. Większość instytucji finansowych ma swoje siedziby na niewielkim skrawku zboczy wokół zatoki. Ceny gruntów są tu niebotyczne. Ile kosztują wznoszone według projektów najlepszych architektów biurowce? Wybaczcie, te kwoty przekraczają wyobraźnię lokatorki łódzkiego Manhatanu. Metr mieszkania w mającym zazwyczaj 60 pięter bloku, kosztuje kilka razy więcej niż w centrum, najdroższego polskiego miasta- Warszawy. Najbogatsze firmy urządzają przed swoimi siedzibami parki i ogrody. Taka rozrzutność kosztuje kilkadziesiąt milionów dolarów.
Królestwo mercedesów i roolls-roysów
Hongkong tętni pełnią życia od wczesnych godzin rannych.
Wartki potok interesantów przelewa się przez miasto nieprzerwanie – w dzień i w nocy. Otwarte są sklepy, targowiska, bary i restauracje, kina oraz wesołe miasteczka. W Hongkongu nie ma związków zawodowych i 24- godzinny dzień pracy nie jest niczym nadzwyczajnym. Hongkong jest dla mnie zawsze miejscem wyjątkowym, wprost mistycznym. W jakim innym mieście na świecie mieszkają ludzie zawsze tak uśmiechnięci, uprzedzająco grzeczni dla obcych, a jednocześnie tak wyrachowani i bezwzględni. W ich etyce ruina konkurenta to przecież triumf cnoty nad niezaradnością. Gdy znudził mi się skośnooki Manhatan centralnych dzielnic Hongkongu wynajęłam taksówkę i kazałam się wieźć poza centrum. Tam miasto traci swój połysk i blichtr, nadal jest pulsującą metropolią, ale już w bardziej ludzkim wymiarze. – Teraz nie mogę ale później zawiozę cię do jeszcze innego Hongkongu, zobaczysz jak mieszkają jego najbiedniejsi mieszkańcy- obiecuje mój taksówkarz, Li Han -O.K. Umawiamy się na popołudnie. Teraz ruszajmy, chcę zobaczyć z okien samochodu jak najwięcej.
-Po ulicach jeździ tu więcej rolls-roysów, niż w jakimkolwiek innym państwie świata, nie wyłączając Wielkiej Brytanii. – opowiada Li- a pod względem liczby mercedesów moje miasto wyprzedzają jedynie Niemcy.
Dowiedziałam się jeszcze, że po Hongkongu jeździ samochód z najdroższą tablicą rejestracyjną świata. Tablice rejestracyjne ze szczęśliwymi numerami sprzedaje się na aukcjach. Tę z numerem 2 sprzedano za ponad milion dolarów.
Strzeż się portowych basenów
Koniec wycieczki, wracam do spacerów po szklanych wąwozach, czyli ulicach szczelnie zabudowanych fantastycznymi, przeszklonymi drapaczami chmur. Centrum Hongkongu najlepiej zwiedzać na piechotę. Wprawdzie piętrowe autobusy jeżdżą po całym mieście, ale bardzo trudno jest się zorientować w ich trasach, radziłabym wziąć taksówkę. To drogie miasto, dotyczy to również noclegów choć ceny spadły od nastania chińskiego panowania. Turyści z ograniczonym budżetem powinni poszukać noclegu w jednym z licznych schronisk młodzieżowych lub hosteli. Szczepienia nie są obowiązkowe, ale warto zaszczepić się przeciwko żółtaczce. Lekarze zajmujący się chorobami zakaźnymi żartują, że kto wpadnie do basenu portowego w Hongkongu, wychodzi żółty.
Metro w Hongkongu uchodzi za jedno z najnowocześniejszych w świecie. Czyste, całkowicie klimatyzowane, poza godzinami szczytu komunikacyjnego bardzo przestronne. Trzy linie obsługują 38 przystanków. Kolejka łączy wszystkie najważniejsze miejsca na wyspie Hongkong oraz półwyspie Kaulun. Metro jest połączone z systemem kolei, na stacji Kaulun Tong można wygodnie przesiąść się do pociągów odjeżdżających w kierunku Chin, do niedalekiego Kantonu nazywanego częściej Guangzhou. To bardzo atrakcyjna wycieczka, ale uwaga przed takim wypadem trzeba załatwić sobie chińską wizę (Do samego Hongkongu Polacy wjeżdżają bez wizy). Inne oblicza azjatyckiego tygrysa
Zgodnie z umową taksówkarz- Li Han zabrał mnie do miejsc, gdzie mieszkają najświeżsi przybysze z kontynentalnych Chin, ci którzy wykonują najcięższe, najmniej płatne zajęcia. Takiego Hongkongu wcześniej nie znałam, niczym nie różnił się od chińskich dzielnic w miastach Malezji czy Indonezji. – To szczęśliwcy, mają własny kąt- opowiadał Li. – W Hongkongu ponad 100 tysięcy ludzi mieszka na łodziach, prawie drugie tyle na dachach domów. Nie wszyscy zdążyli załapać się na okres prosperity. Od czasu przejęcia władzy przez komunistów metropolia rozwija się dużo wolniej. Najbardziej odczuwają to najbiedniejsi bo spadło zapotrzebowanie na pracowników niewykwalikowanych. Namiętnością łączącą miejscowych i turystów, w sekrecie przyznam, że moją też, jest „Mai dongxi” czyli po chińsku kupowanie. Centralne dzielnice miasta to w zasadzie jeden wielki, sklepo-bazar. Odwiedzający Hongkong najchętniej kupują w dzielnicy Tsim Sha Tsui. By nie zostać oszukanym trzeba orientować się w cenach towarów i umiejętnie targować. Przez pół godziny negocjowałam cenę zegarka, potem odeszłam, ucieszona świetnym interesem –bądź, co bądź kupiłam go za połowę kwoty wyjściowej- powtarzałam w myślach z radością. Za moment na sąsiedniej ulicy zobaczyłam taki sam, z ceną wywoławczą niższą od tej, którą zapłaciłam po zażartym targowaniu. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że można tu kupić dosłownie wszystko. To szczególnie raj dla amatorów firmowych rzeczy za parę dolarów. Hongkong jest jednym ze światowych centrów podróbek. Zegarek Rolex - proszę bardzo zachwalają sprzedawcy- kosztuje tylko 5 dolarów. – Ile będzie chodził?- zapytałam. – To dobra podróbka –brzmiała odpowiedź- wytrzyma nawet rok.
Lokalne przysmaki nie wszystkich ucieszą
Chińczycy uwielbiają jeść. Wszelkie spotkania, zarówno prywatne jak i biznesowe, odbywają się przy talerzu. Jako, że pracuje się tu do późnej nocy mieszkańcy Hongkongu wymyślili “ midnight tea” czyli piąty kilkudaniowy posiłek, zazwyczaj jadany już po północy. Choć Chińczycy objadają się niebotycznie, nie tyją, na ulicach bardzo rzadko widać grubasów. Chińska kuchnia jest zdrowa, bardzo ceniona jest świeżość potraw. Z czasów, gdy w Chinach panował głód pozostało przekonanie, że nic się nie może zmarnować. Z, wyrzucanych przez nas do śmieci: oczy, nóżek, pazurków – kucharze przygotowują największe przysmaki. Istnieją rejony tego chińskiego miasta, które upodobniły się do dzielnic rozrywki Nowego Jorku, Hamburga czy Londynu. Żujący gumę czarnoskórzy Amerykanie, turyści z kraju kwitnącej wiśni, europejczycy spragnieni egzotyki dalekiego wschodu, szturmują zawzięcie miejscowe puby, kabarety, przybytki taniej rozrywki. Dziesiątki barów i knajpek różnego autoramentu nastawione jest na podejmowanie klientów z całego świata. Zachęcają gości darmowym drinkiem. To nie filantropia, ta hojność wkalkulowana jest w koszty obrotnych dostawców uciech. Wiadomo, gość z prawdziwego zdarzenia nie poprzestanie na jednym kieliszku. – Nie myśl, że to jedyne, co potrafią robić w rozrywce.- opowiada Norman, mój dawny znajomy z Australii, od roku pracujący dla jednego z banków w Hongkongu. – Wiesz, że zawsze interesowałem się filmem- kontynuuje- nawet wiem, że w twojej rodzinnej Łodzi odbywa się najważniejszy na świecie festiwal operatorów filmowych- Camerimage.
-A czy Ty wiesz, że Hongkong to Hollywood na Morzu Południowo-Chińskim? Okazuje się, że miejscu, które słynęło z produkcji sztucznych kwiatów, powstaje rocznie 100 filmów. Tempo produkcji jest imponujące: zdjęcia do filmu robi się tu przez 2 tygodnie, montaż natomiast zajmuje 6 tygodni.
W Hongkongu odnalazłam azjatycką egzotykę w często szokującym dla nas wydaniu. Z drugiej strony to jedno z nielicznych
w Azji Południowo-Wschodniej miejsc, gdzie umówione o godzinie ósmej spotkanie oznacza godzinę ósmą, a nie dziesiątą czy dziesiątą trzydzieści. Promy pomiędzy stałym lądem a wyspami, zupełnie jak przysłowiowe w przedwojennej Polsce pociągi, kursują tak regularnie, że według ich przybycia można nastawiać zegarki.

DSC_0634.jpg

Potrzebujesz więcej informacji ?

Jeżeli potrzebujesz się ze mną skontaktować prześlij mi swój email.

wszystkie prawa zastrzeżone przez Zofia Suska
stronę zaprojektowała i wykonała firma IT-SONET

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.