Petra- skalne miasto ukryte w skałach
To jedno z miejsc które zawsze chciałam zobaczyć. Ukryta wśród nagich skał Petra od wieków budzi zachwyt i podziw dla jej twórców. Jest czymś tak imponującym, że każdy opis jest uboższy niż to co można zobaczyć na własne oczy. Nic dziwnego, że jest obowiązkowym punktem programu dla wszystkich odwiedzających Jordanię.
Do Jordanii wyruszyłam z egipskiego kurortu Sharm El Sheik na półwyspie Synaj. Już sam przejazd zasługuje na kilka zdań komentarza. Egipt nie graniczy z tym krajem, trzeba przejechać przez wąski, kilkukilometrowy pas ziemi izraelskiej. Wydawać by się mogło, że nic prostszego – przecież od niedawna nie potrzebujemy do Izraela wiz. Jak jest w rzeczywistości? Egipski autobus przywiózł mnie rano do granicznej Taby. Tu trzeba było zabrać wszystkie bagaże i na piechotę pomaszerować na przejście. Najpierw odbyła się egipska, potem izraelska kontrola graniczna. Prześwietlanie, przeszukiwanie, odpytywanie trwało jakieś 1,5 godziny. Za granicą czekał izraelski autobus którym przez Ejlat dojechaliśmy do granicy izraelsko- jordańskiej. Droga przeszła migiem bo to może 15 kilometrów. Tu wysiadka i znów na granicę marsz piechotką. Procedury się powtórzyły tylko trwały trochę dłużej – jakieś 2,5 godziny. Reasumując, po 4 godzinach siedziałam w jordańskim autobusie który wiózł mnie dalej. Proste, prawda?
Na szlaku pustynnych karawan
Królestwo Jordanii z biblijnymi odniesieniami, zagubionymi miastami, legendą Lawrence'a z Arabii - to kraj, który powinien być wprost zalany turystami. Niestety zła reputacja całego Bliskiego Wschodu zdecydowanie ogranicza ruch z zagranicy. Tymczasem to opinia zupełnie nieuprawniona. Jordania to kraj zupełnie spokojny i bezpieczny a Jordańczycy są bardzo życzliwie do przybyszów nastawieni. Jeśli chodzi o Petrę to jej atrakcyjność naprawdę trudno przecenić. W ocenie wielu, również mojej, na całym Bliskim Wschodzie nie ma miejsca które mogłoby z nią konkurować. Została wyrzeźbiona w piaskowej skale w VI wieku przed naszą erą przez Nabatejczyków – Arabów, którzy władali wtedy tymi ziemiami. W V i IV w. p.n.e. była centrum kultury nabatejskiej. Ten na poły koczowniczy naród z północnego zachodu Arabii uczynił „Skalne Miasto”, bo tak można przetłumaczyć grecką nazwę „Petra”, stolicą swego starożytnego państwa i ważnym ośrodkiem handlu przyprawami, jedwabiem i miedzią. Korzystna lokalizacja pomiędzy Syrią a południową Arabią zapewniała ogromne dochody. Powszechny środek transportu towarów stanowiły wtedy wielkie karawany wielbłądzie, dzięki którym mogła rozwijać się ożywiona wymiana z sąsiednimi krajami. Gdy cesarz Trajan w 106 r. przyłączył królestwo nabatejskie do imperium rzymskiego, Petra była już prawdziwą metropolią. Prowincja Arabia Petrea uważana była w III w. za jeden z ważniejszych ośrodków handlu w skali całego imperium. Wyprzedziła ją w tej dziedzinie dopiero konkurująca z nią Palmyra której ruiny można oglądać w dzisiejszej Syrii. Począwszy od VII w. Petra przeżywała okres powolnego upadku, spowodowany zmianą kierunków szlaków handlowych. Nawiedzające ją kilkakrotnie trzęsienia ziemi ostatecznie dopełniły dzieła.
Skarbiec kusi odkrywców
Na tysiąc lat Petra odeszła w zapomnienie, by znów zostać odkryta dla świata w 1912 roku. Jednak najbardziej rozreklamował piękno skalnego miasta film „Indiana Jones Ostatnia Krucjata”. Scena, gdy Harison Ford ucieka na koniu przed prześladowcami wąskim wąwozem, by ostatecznie wyjechać na wykutą w skale budowlę, robi wrażenie wyczarowanej na komputerach filmowej dekoracji. A to właśnie Petra - tam jest tak naprawdę. Nazywany Siq ponad kilometrowy niewiarygodnie kręty wąwóz o pionowych, kilkusetmetrowych ścianach był kiedyś jedyną drogą do miasta. Również ja tędy do niej wkroczyłam. Na końcu wąwozu, mającego miejscami zaledwie 5 metrów szerokości, stanęłam jak zahipnotyzowana. Podobnie jak Indiana Jones wyszłam wprost na wyrzeźbioną w złoto-czerwonym piaskowcu, ogromną budowlę. To Skarbiec, nazwany tak z racji legendy o ukrytych w wieńczącej ją urnie bezcennych bogactwach. Chciwi Beduini wielokrotnie próbowali się do urny dobrać jednak, na przekór ich wysiłkom, pozostała nienaruszona do dziś. Na kamiennej fasadzie zauważyłam wyraźne ślady kul, którymi grabieżcy starali się rozbić urnę. Badacze twierdzą, że naprawdę Skarbiec był czymś między świątynią i grobowcem a najprawdopodobniej spełniał obie funkcje naraz. Wnętrze stanowi prosta, pozbawiona ozdób komora z drugą mniejszą - równie pustą. To dla Petry charakterystyczne – wnętrza tak proste jak fasady misternie strojne. Skarbiec zachował się w doskonałym stanie bo od pustynnych wiatrów chronią go otaczające skały. Nazywany po arabsku, al-Khazneh uważany jest za jedno z arcydzieł architektury starożytnej. W jaki sposób zdołano wznieść jego potężne kolumny bez użycia współczesnych środków technicznych, wciąż pozostaje tajemnicą.
Klasztor i królewskie grobowce
Ruszyłam dalej, w głąb miasta, gdzie teren stopniowo się rozszerza. Po drodze mijałam wykute w skałach niewielkie grobowce by na końcu dotrzeć do olbrzymiego amfiteatru. Mógł on kiedyś pomieścić osiem tysięcy widzów. Na lewo od teatru rozpoczyna się szlak prowadzący do Miejsca Kultu. Ścieżka wspinała się ostro pod górę, pokonywanie jej w upale była naprawdę wyczerpujące. Po półgodzinnej wspinaczce byłam na szczycie. Na kamiennym ołtarzu, na którym składano ofiary ze zwierząt, zauważyłam wyraźnie rowki, ich zadaniem było odprowadzenie krwi. Wysiłek wspinaczki wynagrodził wspaniały widok na cały kompleks. Moją uwagę przykuły szczególnie, wyciosane w skale, mieniące się wszystkimi odcieniami brązów i czerwieni, królewskie grobowce. Jak przy większości budowli w Petrze również ich nazwa jest bardziej legendą niż rzeczywistością. Tak naprawdę żadne informacje nie potwierdzają by kiedykolwiek byli w nich pochowani królowie. Trasa w dół, od Miejsca Ofiarnego, prowadziła obok ruin i grot o egzotycznych nazwach: Lwiej Fontanny, Grobowca w Ogrodzie, Grobu Rzymskiego Żołnierza, Triklinium i kolumny Faraona. Mimo zmęczenia ruszyła dalej, do położonej na przeciwległym krańcu Petry budowli zwanej klasztorem. Ścieżka do niego jest jeszcze trudniejsza, wiedzie stromo w górę. Trud rekompensują fantastyczne kształty i kolory skał. Również sama budowla jest imponująca – wielkością dorównuje Skarbcowi. Ratunkiem dla zmęczonych nóg jest wjazd na osiołku. To wprost nieprawdopodobne jak te zwierzęta stąpają po wąskich, kamienistych ścieżkach. Co i raz słyszałam krzyki przerażonych turystów obawiających się upadku w przepaść. Po całodziennym zwiedzaniu w ponad trzydziestostopniowym upale turyści wracają potwornie zmęczeni. Jednak nikt nie jest rozczarowany. Wszyscy zgodnie potwierdzają, warto było- Petra jest całkowicie warta swojej legendy.