Gdzie Wschód spotyka Zachód

Jednym z miejsc, do których chętnie wracam jest, leżący u stóp Półwyspu Malajskiego- Singapur. Powszechna opinia głosi, że swoją prosperity miasto zawdzięcza położeniu na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych z Azji Południowo Wschodniej na Daleki Wschód. To tylko część prawdy, uważam, że do rozkwitu Singapuru najbardziej przyczynili się jego mieszkańcy, nieprawdopodobnie sumienni i pracowici.

Mimo, że na tej niewielkiej wyspie, mieszka ponad trzy miliony ludzi, ulice Singapuru nie sprawiają wrażenia mrowiska. Mimo prześcigających się w wysokościach hoteli, biurowców i domów mieszkalnych – miasto nie przytłacza betonem. Oglądane z perspektywy ulicy smukłe budynki w kształcie piramid, kalkulatorów, rotund, akwariów i wież – budzą podziw lekkością swoich konstrukcji i różnorodnością elewacji. Reszty dopełnia subtropikalna roślinność, o którą dba się na równi z doborem właściwego stylu wznoszenia budynków. Mimo nieprawdopodobnej budowlanej hossy nie dopuszczono do chaosu. To zasługa architektów, wśród których są także Polacy – uczniowie Adolfa Ciborowskiego.

Nowy Rok przychodzi cztery razy

Choć na singapurskich ulicach przeważają Chińczycy można tu spotkać przybyszów ze wszystkich stron Świata. Znacznymi grupami etnicznymi są Malajowie, Hindusi i Europejczycy. W Singapurze obowiązują cztery oficjalne języki: chiński, malajski, tamilski i angielski. Bogaty jest panteon bogów, którym oddawana jest cześć, najważniejsze religie to buddyzm, hinduizm, taoizm, islam i chrześcijaństwo. Zadziwiające jest, że mimo takiej różnorodności nie zdarzają się w Singapurze konflikty na tle religijnym ani rasowym. Jak to możliwe? Tutejsze społeczeństwo charakteryzuje tolerancja, dystans do toczących się spraw, zjawisk, umiejętność współżycia z obowiązującymi przepisami. Regulują one życie Singapurczyków w sposób dla nas wręcz zabawny. Na przykład obowiązuje całkowity zakaz importu i używania gumy do żucia ( brudzi ona chodniki), za rzucenie na ulicę niedopałka płaci się 300 dolarów. Podobnie wysokie kary obowiązują za plucie na ulicy, przechodzenie na czerwonym świetle a nawet za nie spuszczenie wody w publicznej toalecie. Singapur, ze względu na niesamowitą mieszankę kulturowo-etniczną, wita nowy rok aż cztery razy. Praktycznie, co miesiąc któraś z grup etnicznych ma swoje święto. Ja trafiłam na tamilski festiwal Thajpusam. To ekscytująca procesja upamiętnienia zwycięstwo bóstwo Subramaniam - syna a boga Sziwy nad siłami zła. Organizowana jest każdego roku na przełomie stycznia i lutego, czyli wg kalendarza hinduskiego w miesiącu księżycowym w dwóch miejscach na świecie – w Kuala Lumpur i Singapurze. Święto Thaipusam to dzień modlitwy i dziękczynienia. Dzień rozliczenia postępków dobrych i złych, dzień pokuty za grzechy dokonane i przyszłe, własne oraz najbliższych. Półnagim mężczyznom, kobietom, dzieciom wprowadzonym w stan religijnej ekstazy przekłuwa się policzki, języki i skórę na czole metalowymi prętami. Innym pokutnikom mistrzowie ceremonii kaleczą hakami skórę na plecach Mimo zadawanych ran nie widać kropi krwi. Jak to możliwe?  -W tym szczególnym momencie stajemy się jednością z naszym bogiem. On daje nam siłę i wewnętrzną harmonię – tłumaczą uczestnicy misterium. Aby być tego godnym pątnicy przez 48 dni nie jedzą mięsa, nie piją alkoholu Wyrzekają się kontaktów seksualnych.

Obserwując tę procesję prawie zapomniałam, że jestem w jednym z najnowocześniejszych miast świata.

Singapurska Piotrkowska

Jednym z ulubionych zajęć Singapurczyków i turystów.- przyznam, że moim też- jest zakupowe szaleństwo. Zakupy najlepiej zacząć na Orchard Road, natychmiast ochrzciłam ją singapurską Piotrkowską. Mieszkańcy miasta żartują, że gdy nie wchodzimy do sklepów spacer po niej zajmie najwyżej dwie godziny, w przeciwnym wypadku może to trwać całe życie. W singapurskich sklepach przez cały rok trwają wyprzedaże i promocje, można znaleźć świetne ciuchy po naprawdę okazyjnych cenach. Bardzo tania jest elektronika, sprzęt fotograficzny i komputerowy. Gdy zmęczy nas to “miejskie safari” jest gdzie odpocząć- zapraszają niezliczone kawiarenki każda z własnym, interesującym klimatem. Nie trzeba chyba dodawać, że Singapur to jedno z najbezpieczniejszych miast na ziemi. Późna pora nikogo nie wygania do domu. Można, bez żadnej obawy, przez całą dobę spacerować po ulicach. Wybrałam się na ulubione miejsce  wypoczynku Singapurczyków  i turystów- wyspę Sentosa. To w rzeczywistości ogromny park rozrywki z muzeami, polami golfowymi, placami zabaw i boiskami sportowymi. Poznawanie wyspy najlepiej rozpocząć z okien kolejki, kolejno zatrzymującej się przy największych atrakcjach.

Należy do nich z pewnością Underwater World czyli Podwodny Świat. Poruszając się wewnątrz tunelu z przezroczystego akrylu miałam możliwość podziwiania podwodnej przyrody tropikalnych mórz. To naturalny film, który mogę oglądać bez końca. Bogactwo zwierząt i roślin rafy koralowej zachwyca mnie za każdym razem jednakowo mocno. Niezależnie od tego czy jestem w izraelskim Ejlacie, na malezyjskiej wyspie Langawi czy amerykańskiej Florydzie zawsze odwiedzam tego typu akwaria. Trafiłam na porę obiadu. Płetwonurek sprawiedliwie obdzielał każdego z mieszkańców akwarium. Groźne mureny cierpliwie czekały na swoją kolej.

Diabelski aromat durianów 

Etniczna mozaika Singapuru ma jeszcze jedną, niezaprzeczalną zaletę - regionalne kuchnie. Ilość barków, restauracji, kafejek dorównuje gęstości zaludnienia. Smakowite zapachy otaczają ze wszystkich stron. Mieszkańcy miasta bardzo chętnie jedzą na powietrzu lub w tak zwanych Hawker Centre czyli wielkich barach, przypominających nasze stołówki zakładowe z czasów budowy socjalizmu. Miejsca gdzie ustawiono stoliki otoczone są budkami, z których każda ma etniczną specyfikę. Można wybierać spośród jedzenia chińskiego, malajskiego, hinduskiego i potraw europejskich. Jednym słowem każdemu według potrzeb i gustu. Dla mnie nie bez znaczenia było, że ceny w tych miejscach są często niższe, niż w Polsce. Spróbowałam malajskich saszłyczków nazywanych satay – pycha. A co na deser? Specjałem, którym delektują się singapurscy smakosze jest owoc zwany durianem. Wygląda jak zielona, kolczasta dynia, ma, jak zapewniali mnie singapurscy przyjaciele- anielski smak. Gorzej z zapachem – ten jest diabelski, mówiąc obrazowo przypomina zapach zepsutego mięsa. Spróbowałam – śmierdział owszem koszmarnie, smakował tak sobie, ale może nie nadaję się na konesera..Amatorzy kuchni w luksusowym wydaniu oddają się rozkoszom podniebienia w hotelowych restauracjach. Wybór rzeczywiście wspaniały, ja jednak wolę uliczne garkuchnie.

Śladami Lorda Jima

Zadziwiające, że choć Singapur leży w pobliżu równika i temperatury panują tu iście tropikalne upał nie męczy. Wszystko jest klimatyzowane: sklepy, hotele, metro i autobusy. Jeszcze trochę a zaczną klimatyzować ulice i parki. Singapurczycy, jak to powiedzielibyśmy w Europie, są przesądni. Nie wolno na przykład w prezencie podarować tu zegara. Przypomina o przemijalności życia, odmierza obdarowanemu czas. Kolor czerwony uważany jest za sprowadzający pomyślność, dlatego tak wiele czerwieni można zauważyć w singapurskich hotelach, domach, w sklepach, na ulicach i w sztuce. Singapurczycy powszechnie wierzą w Feng Shui i przy zakupie mieszkania, wyborze miejsca na spędzenie wakacji, hotelu, nie wahają się zasięgnąć porady u specjalistów 

Hotel Raffles przy Beach Road to dużo więcej niż tylko bardzo kosztowne miejsc na nocleg w Singapurze. To prawdziwa instytucja, przez władze miasta zaliczona do kulturalnego dziedzictwa. Hotel funkcjonuje od 1886 roku, ponownie, po gruntownej renowacji otworzył podwoje w 1991 roku. Jak mówią znawcy przedmiotu , to tutaj Konrad Korzeniowski popijając „singapurski sling” pisał „Lorda Jima”. Jego pobyt dokumentuje niewielkie muzeum. Hotel, jako najlepsze miejsce by zatrzymać się w Singapurze, miał również rekomendację Rudyarda Kiplinga.  Tu nie wolno oszczędzać pieniędzy, koniecznie trzeba zamówić herbatę lub drinka w barze i przymknąć oczy, by czas mógł cofnąć się o sto lat.

IMG_5435.jpg

Potrzebujesz więcej informacji ?

Jeżeli potrzebujesz się ze mną skontaktować prześlij mi swój email.

wszystkie prawa zastrzeżone przez Zofia Suska
stronę zaprojektowała i wykonała firma IT-SONET

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.