Słoń jaki jest … na Sri Lance zobaczysz z bliska
Cejlon to najdoskonalsza ze wszystkich znanych światu wysp – pisał Marco Polo. Sprawdzam, pomyślałam logiką pokerowego gracza i ruszyłam w głąb Sri Lanki bo taką dziś wyspa nosi nazwę.
Nużąca, wielogodzinna podróż z Europy, nerwowe oczekiwanie na bagaż – leciałam przez Paryż a tam zazwyczaj połowa walizek nie zostaje załadowana wraz z pasażerami- przejazd o świcie przez budzące się do życia Kolombo – lankijską stolicą. To już na szczęście mam za sobą. Z to przed sobą to co na Cejlonie najpiękniejsze – mięsiście zielone pola i tropikalne lasy.
Pierwszy przystanek robię przy ryżowym polu, gdzie mężczyźni brodząc w wodzie sadzą ryż. Wprawdzie pracują z tempem kombajnów ale uwaga, zwracam uwagę na to jak bałaganiarsko układa się wzór sadzonek. Po prostu bez ładu i składu. Czemu o tym piszę? Trochę cierpliwości rzecz wyjaśni się za chwilę.
Z lewej palmy, z prawej palmy a przy drodze rozstawiły swe stragany sprzedawczynie owoców. Ananasy smakują wspaniale a kosztują grosze, i to nie tylko w przenośni - 20 lankijskich rupi czyli niecałe 70 groszy za sztukę. Nie myślcie, że się targowałam, przy takiej cenie nie wypadało. Zapytałam tylko czy owoc nadaje się natychmiast do zjedzenia. Czemu? Nie zawsze tak jest, inni sprzedawcy mają ananasy zielone. Podobno doskonale nadają się na przetwory
Kilka kilometrów dalej wjechałam do krainy orzechowej. Co 20 metrów stoją kobiety sprzedające orzechy nerkowca. Musiałabym mieć lodowate serce by z ich oferty nie skorzystać. Przegryzając orzechowe przekąski ruszyłam dalej.
Po przejechaniu kilku kilometrów znów trafiam na sadzenie ryżu. Tym razem na ryżowisku pracują młode kobiety i ….. chwila skupienia, sadzonki układają się w staranny, geometryczny wzór. Wprawdzie nie wiem czy ma to wpływ na wysokość plonów ale oglądany wcześniej męski zagon nie może się równać z kobiecą finezją.
Jedziemy do słoni, zarządził mój lankijski przewodnik
To pewnie męski szowinista – pomyślałam idąc tropem poprzednich myśli - u słoni panuje zdecydowany patriarchat- nie ma innej możliwości. Dotarłam w miejsce jedyne w swoim rodzaju, po prostu niepowtarzalne na skalę światową. To sierociniec dla słoni w Pinnawela. Choć miłośnicy plaż lub wschodniej sztuki będą oburzeni ale dla mnie to turystyczna atrakcja Sri Lanki numer jeden.
Choćby z tego powodu, że wszystko co dotyczy słoni jest ogromne. Weźmy choćby serce- waży ponad 10 kilogramów, o innych słoniowych organach nie wspominając. W takim sercu jest dużo miejsca na miłość i …. nienawiść. Badania wykazały, że słonie mają większą zdolność zapamiętywania niż ludzie. Biada temu kto skrzywdzi słonia i potem nieopatrznie znajdzie się w zasięgu jego trąby. Słoń nie zapomina i nie wybacza. Według zoologów zwierzęta te znają się nawet na dowcipach – patrząc na ich igraszki nie miałam wątpliwości.
Najnowsze badania wykazały, że słonie rozmawiają ze sobą na odległość nawet 10 kilometrów. Wykorzystują do tego bardzo niskie dźwięki – kompletnie niesłyszalne dla człowieka.
Zalety trąby i wielkich uszu
Wizyta w sierocińcu jednych wzrusza, drugich oburza. Przykro patrzeć gdy dorosłe słonie mają nogi spętane łańcuchami. Tłumaczenie, że to dla ich bezpieczeństwa i dobra nie do końca mnie przekonuje. Zostawmy smutki z boku. Będzie trochę słoniowych faktów. To niesamowite zwierzaki, często jedyne w swoim rodzaju. Na przykład potrafią znosić bardzo duże różnice temperatur. Jako że najczęściej muszą ciało chłodzić na tym się skoncentrowały. Pomarszczona skóra ma powierzchnię kilkanaście razy większą od ciała – i tyle razy więcej jest w stanie oddać ciepła.
A po co słoń ma uszy. On już dobrze wie. Uszy są tak wydajną chłodnicą że niech się schowają samochody formuły pierwszej – nawet bolid Roberta Kubicy. Kurcząc lub rozszerzając naczynia krwionośne w uszach słoń jest w stanie kontrolować przepływ krwi i tym samym chłodzenie organizmu. Całą swoją krew, bagatelka 450 litrów, słoń jest w stanie przepompować, a tym samym schłodzić, przez 20 minut. Przyjrzyjmy się słoniowej trąbie. Składa się z 150 tysięcy mięśni, to więcej niż w ramieniu dorosłego człowieka. Dzięki niej słoń potrafi wypić 250 litrów wody w 4 i pół minuty. Trąba jest równie sprawna jak ludzka dłoń – nie jest to cecha wrodzona, wymaga wielu lat cierpliwych ćwiczeń.
Słonie punktualniejsze niż pociągi na Fabrycznej
Czy uwierzycie, że słonie chodzą na palcach. Tak jest naprawdę tyle, że ich palce są sztywno połączone z resztą kości. Jakby tego było mało, stąpają na gąbczastych poduszkach, co wyjaśnia wiele sytuacji np.: gdy podróżnicy opowiadają o nagłym, zupełnie niesłyszalnym pojawieniu się stada słoni. Te poduszki tłumią nawet trzask łamanych gałązek – kilkutonowe kolosy potrafią poruszać się ciszej niż bohater książek Karola Maya - Indianin Winetou.
Miejsce, o którym piszę nazywane jest słoniowym sierocińcem i pewnie nim kiedyś było. Trafiały tu młode słoniki których rodzice zostali zamordowani przez kłusowników. Czy tak jest nadal? Zastanawiają się turyści. Na moje oko ochronka zamieniła się w całkowicie komercyjne show. Z regularnością szwajcarskiego zegarka zwierzaki schodzą nad rzekę, by po dwugodzinnej kąpieli, przeciskając się między straganami ze słoniowymi pamiątkami, powrócić do swojej zagrody. Przemarsz jest najlepszą okazją by przyjrzeć się słoniowej anatomii zupełnie z bliska.
Słoniowe figle- migle
Miłośnicy bliskiego kontaktu ze zwierzętami, do których ja również się zaliczam, mają w Pinnawela prawdziwy raj. Nie mogłam się powstrzymać, wróciłam nad rzekę by jeszcze raz pogłaskać młodego słonia. Słoniątko miało 2 miesiące i było po prostu słodkie. Choć jego matka pozwała na głaskanie maluszka, to cały czas kontrolowała sytuację. Równie uważne były ciocie czyli inne samice pomagające w wychowaniu pupila. Tak jest u słoni zawsze, matka może liczyć na wsparcie stada. Maleńki słonik wzbudzał największe zainteresowanie turystów. Chyba o tym wiedział bo wyprawiał psoty absolutnie nieprzystające do powagi gatunku – pozwiedzałabym , że były to wręcz małpie figle.
Dla wygodnych lub szczególnie zmęczonych wybudowano przy słoniowej ochronce restauracje z tarasami widokowymi. Co powiecie na podglądanie pluszczących się w rzece słoni ze szklaneczką zimnego piwa w ręce? Też uważam, że to rozpusta. Ochronka jest atrakcją nie tylko dla Europejczyków. Mieszkańcy lankijskiej stolicy – Kolombo- przyjeżdżają tu w weekendy całymi rodzinami.
Powiecie, że ta ochronka to Cepelia- młodszym czytelnikom rodzice niech wyjaśnią co to za instytucja – pewnie w dużym stopniu będzie to racja. Dla ortodoksyjnych miłośników natury mam na koniec pocieszającą informację. Na Sri Lance nadal żyje na wolności około dwa i pół tysiąca dzikich słoni.
Zofia Suska